Bieżący rok jest moim rokiem jubileuszowym. W roku 1969 ukończyłem studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej i otrzymałem dyplom architekta. W tym samym roku, jeszcze jako student-dyplomant, zrobiłem swój pierwszy projekt. Była to nowa aranżacja wnętrz modnej wówczas warszawskiej kawiarni „Nowy Świat”.

Specyfika zawodu artysty
Hotel „Belwederski” w Warszawie

To w niej występował kabaret „Dudek”. Zatem swój wyuczony, artystyczny zawód uprawiam już od lat pięćdziesięciu.

Zaraz po studiach rozpocząłem trzyletnią pracę, jako stażysta, w jednym ze stołecznych biur projektowych. Moim bezpośrednim szefem był bardzo zasłużony architekt, jeden z filarów powojennego Biura Odbudowy Stolicy, Zygmunt Stępiński. Pan inżynier miał już swoje lata, a także był człowiekiem mocno schorowanym, toteż stworzył kilkuosobowy zespół projektowy z samych dwudziestoparolatków i potrafił wykorzystać nasz młodzieńczy zapał twórczy. Zaczęliśmy, pod kierunkiem szefa, od projektu luksusowego hotelu „Belwederski”. Niewiele zdążyliśmy zrobić, kiedy pan Stępiński uległ ciężkiemu wypadkowi. Pracować nie mógł. Najpierw szpital, później wielomiesięczna rehabilitacja w ośrodku w Konstancinie, następnie renta. Było czymś oczywistym, że biuro powinno przekazać rozpoczęty projekt do dalszej realizacji przez inną pracownię, tymczasem ciężko połamany autor koncepcji nie zgodził się na taki zabieg i zażądał, aby jego młoda ekipa kontynuowała wykonanie dokumentacji pod moim akurat kierunkiem. Za zasadę przyjął, że raz w tygodniu będę go odwiedzał w szpitalu i konsultował kolejne etapy powstawania projektu. Takie postawienie sprawy, ze względu na mój brak stosownych uprawnień, było prawnie nie do przyjęcia, ale... Pan Zygmunt Stępiński, jeszcze od lat przedwojennych, był kolegą Mariana Spychalskiego, w latach mojego stażu marszałka Polski, wciąż bardzo ważnej persony w ówczesnych władzach.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.