Tydzień temu, opisując swoją „wycieczkę” do Warszawy, wspomniałem, na zakończenie felietonu, o fenomenie elektrycznych hulajnóg.

Od koła do... hulajnogi
Hulajnoga z silnikiem spalinowym. Zdjęcie z roku 1916

Najnowszym szaleństwie warszawiaków. W pewnym sensie wręcz plagi warszawskich ulic i chodników. Ledwie powróciłem do Szczytna, hulajnogowy temat dopadł mnie ponownie, tym razem za pośrednictwem telewizji. Śledzę kolejne dyskusje na temat bezpieczeństwa przechodniów, dopuszczalnej prędkości elektrycznych pojazdów oraz ich dostępności małoletnim użytkownikom. Obserwowałem przez tydzień owo stołeczne szaleństwo i podzielam obawy dyskutantów. Ale dzisiejszy tekst chcę poświęcić historii. Oczywiście historii powstania owej zabawki, czy też raczej praktycznego, jednośladowego pojazdu.

Na początku było koło. Tyle wiemy naprawdę. Później zaczynają się wątpliwości. Istnieje przypuszczenie, że hulajnoga powstała, jako produkt uboczny, podczas procesu twórczego wynalazcy roweru. W roku 1813 Niemiec Karl Friedrich von Dreis skonstruował rowerek biegowy, czyli welocyped. Dwukołową maszynę ze zwrotnym przednim kołem. Należało spocząć na siodełku i już można była pędzić, odbijając się nogami od drogi. Od nazwiska twórcy nazywano tę machinę drezyną. W roku 1817 wynalazca przemierzył na niej 50-kilometrową trasę z Karsluhe do Kehl. Zajęło mu to cztery godziny, czyli osiągnął średnią prędkość 12,5 km na godzinę. Dwukrotnie szybciej niż gdyby ostro maszerował. Jego wynalazek nie przyjął się. Podobno prototypowy rowerek sprzedano na aukcji za 5 marek. Atoli wkrótce potem ukazał się w Niemczech bardzo podobny pojazd, tyle że siodełko zastąpiono platformą do stania. Była to zapewne inicjatywa któregoś z rodaków Karla von Dreis. Pierwsza hulajnoga. Ten wynalazek powszechnie zaakceptowano. Nieco później w Ameryce, w latach 1929-1933, czyli podczas wielkiego kryzysu, zyskał on niezwykłą popularność wśród dzieci, które same sobie budowały hulajnogi z pozyskanych kawałków drewna i przeróżnych kółek.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.