Na naszej, pracowicie wypielęgnowanej przez mojego Januszka, działce pojawiły się pierwsze ogórki. Najwyższy czas, by przemienić je w rarytas nad rarytasy czyli najnormalniej w świecie ukisić. Ale aby były aromatyczne, smaczne i śliczne potrzebna jest krystalicznie czysta woda ze źródełka w Dębówku.

SEZON OGÓRKOWY

Dokładnie rok temu byłam przy sławetnym wodopoju i to właśnie w okresie kiszenia ogórków, ruszyłam więc po najważniejszy i sprawdzony składnik i tym razem. Uzbrojona w butelki zbierałam się do wyjścia, gdy odezwał się telefon z informacją od koleżanki „nie mogę jechać do źródełka”. Do Dębówka droga prosta i fajna, bo przez las, ale samej nie chciało mi się tam jechać, a jechać musiałam ponieważ ogórki czekały. Natychmiast zmieniam plan i postanawiam jechać na Piece olsztyńską szosą i na niezwykłą wyprawę namówić Tomka wnuka mojej przyjaciółki Halinki. Asfaltem na Piece to tylko 8 km. W pośpiechu szukam kamizelki odblaskowej, bo chcę o godz. 17-tej być czytelna na szosie, ale znajduję tylko taką z czasów organizowania Narciarskiego Biegu Mazurów w Wawrochach z napisem Komandor Biegu Mazurów. Nie mam wyjścia zakładam taką, napis napisem - żółte odblaskowe pasy dają poczucie bezpieczeństwa. Na Piece docieram bardzo szybko i mimo, iż mijało mnie wiele samochodów – nikt na mnie nie trąbił. Pytam Tomka, czy wybierze się ze mną do Źródełka Młodości, bo przyzwolenie jego babci już mam. Godzi się szybko na wyprawę, ale chce zabrać ze sobą kolegę Konrada. Przystaję na to bez oporu. Konrad jako mieszkaniec Pieców od razu stawia się koło nas z plecakiem i pustymi butlami. Jego rodzice wiedzą, że kawa ze źródlanej wody ma wyjątkowy smak. Zanim ruszymy proszę chłopców, by jechali rozważnie i przed biskupieckim asfaltem obowiązkowo zatrzymali. Moje uwagi nie były potrzebne, oto miałam do czynienia z bardzo grzecznymi i dobrze wychowanymi dziećmi. Jechaliśmy blisko siebie a ja im opowiadałam, że źródełko ma magiczną moc i sprawia, że ludzie po wypiciu wody młodnieją. Obaj się śmieli, bo ich wiek i tak wyraźnie informował, iż nie muszą się odmładzać. Dowiedziałam się też, że i ja nie powinnam, ponieważ dobrze gram w kometkę, świetnie jeżdżę rowerem. Wyjaśniłam, że moja kondycja to zbawienne działanie wody ze źródełka.

Prowadząc wesołą pogawędkę, zatrzymując się by poskubać malin, jagód... dotarliśmy do szosy biskupieckiej, a po jej przebiciu jechaliśmy wąskim asfaltem. Wiele się zmieniło od czasu mojej ubiegłorocznej bytności przy źródełku, ale nie zmieniła się tajemniczość ukrytego wśród wysokich traw, krzewów i łopianu źródełka. Przedzierając się przez zarośla ledwie widoczną ścieżynką opowiadałam chłopcom jak zagadkowo wyglądało 30-ści lat temu, gdy po raz pierwszy tu zawitałam. Odpowiedzieli, że teraz też jest tu dziwnie. Napełnialiśmy butelki i kolejno każde z nas gasiło pragnienie w upalny dzień. Po zaspokojeniu pragnienia prychaliśmy jak młode źrebaczki i ja pierwsza zapomniałam ile mam lat, bo wsiadłam na rower i trasę, którą uprzednio pokonałam prowadząc rower, teraz przejechałam w zawrotnym tempie aż pokrzywy i inne zielsko podskakiwało. Chłopcy też to uczynili.

Zjechaliśmy nad brzeg jeziora, a Tomek nie miał zamiaru się zatrzymać i robił piruety po wodzie. Wreszcie chyba wrócił na małą chwilkę do wieku niemowlęcego, bo nagle zobaczyłam że rower sam jedzie po wodzie, a Tomka nie ma. Na szczęście znów się przemienił w grzecznego i miłego dwunastolatka i mogliśmy spokojnie wrócić na Piece.

Ogórki ukisiłam, aromatyczną kawę wypiłam, miło czas z fajnymi chłopcami spędziłam. Wszystkim polecam wyprawę do Dębówka, by orzeźwić źródlaną wodą i zabrać do domu wszak sezon ogórkowy trwa.

Grażyna Saj-Klocek