Mówienie o naszym powiecie jako mekce filmowców to może lekka przesada, ale faktem jest, że Szczytno i okolice były w ostatnich latach odwiedzane przez ekipy realizatorów dość często. Niedawno zdjęcia do swojego najnowszego filmu zakończył Jerzy Skolimowski. Na ekranie zobaczymy m.in. mieszkańców Szczytna i Pasymia, którzy wystąpili w roli statystów.

Kilka dni ze Skolimowskim

FILMOWY POWIAT

Flirt naszego powiatu z kinem zaczął się bodaj od „Południka zero”, leciwego już filmu, do którego zdjęcia kręcono w mało zmienionym po wojnie (mimo upływu ćwierćwiecza) Pasymiu. Kilka lat temu gościły u nas ekipy realizujące „Kameleona” , telewizyjne „Piekło niebo” z cyklu „Święta polskie” czy też „Stacyjkę”. W ostatnich tygodniach minionego roku Jerzy Skolimowski kręcił tu zdjęcia do „Czterech nocy z Anną”. Ten znany także w świecie 70-letni reżyser, u którego na planie stawali chociażby Nastassja Kinski, Alan Bates, Klaus Maria Brandauer czy Bogumił Kobiela, postanowił swój kolejny projekt, będący koprodukcją polsko-francuską, zrealizować właśnie na ziemi szczycieńskiej. „Cztery noce z Anną” to powrót Skolimowskiego za kamerę po kilkunastu latach przerwy - jego ostatnim filmem jest „Ferdydurke” na podstawie książki Witolda Gombrowicza. Podczas „przerwy” twórca „Rysopisu” czy współscenarzysta „Noża w wodzie”, udzielał się m.in. jako aktor. Jego charakterystyczna twarz (w przeszłości uprawiał boks) mignęła podczas świąt w przypomnianej grotesce „Marsjanie atakują”.

Z TYLKOWA NA PLAN

Filmowcy swoją bazą wypadową uczynili Tylkowo. Zdjęcia do „Czterech nocy” kręcono m.in. w szczycieńskim sądzie, nad Jeziorem Małym Domowym, na cmentarzu w Pasymiu i w centrum tego miasteczka. Jak przedstawia się fabuła filmu? Leon, nieśmiały pracownik spalarni odpadów medycznych przy szpitalu prowincjonalnego miasteczka, zakochuje się w pielęgniarce Annie. Nie potrafi jednak nawiązać kontaktu z kobietą. Śledzi więc ją i obserwuje przez okno. W końcu zaczyna wkradać się nocą do jej pokoju, gdzie przesiaduje całymi godzinami... Rolę Leona gra Artur Steranko, znany z występu w „Kameleonie” aktor olsztyńskiego Teatru im. Stefana Jaracza, w obiekt jego westchnień wciela się Kinga Preis. Jeśli nic nie zostanie wycięte w montażu, na ekranie pojawią się także mieszkańcy naszego powiatu, którzy wystąpili również w rolach mówionych.

NASI NA EKRANIE

Wszystko zaczęło się od castingu w MDK-u, na który zgłosiło się jednak stosunkowo niewiele osób. Realizatorzy fotografowali chętnych, a następnie informowali o „przydziale” tych, których powierzchowność predestynuje - zdaniem filmowców - do zagrania konkretnej roli. Jednym ze szczęśliwców okazał się Marek Samselski, instruktor w MDK-u.

- Grałem lekarza z zespołu medycznego - informuje „Kurka”. Pamięta nawet swoją kwestię brzmiącą mniej więcej tak:

- Czy pacjent spod „siódemki” został już zabrany na przeszczep? Jak mówi, na planie panowała sympatyczna, luźna atmosfera, a reżyser dbał, by żaden z aktorów nie zmarzł. Choć film zapowiadany jest jako dramat psychologiczny, Marek Samselski z rozbawieniem wspomina scenę z owiniętym w bandaże Arturem Steranką, którego śmiech zmuszał do powtarzania ujęcia i kręcenia kilkunastu dubli. Dla statysty z filmu Skolimowskiego nie jest to pierwsza przygoda z kinem.

- Swego czasu, gdy pracowałem w Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych na Chełmskiej w Warszawie, zagrałem na przykład Araba - wspomina. Marek Samselski na planie „Czterech nocy” spędził dzień, natomiast aż czterokrotnie stawił się na nim Włodzimierz Olkowski, członek drużyny rowerowej „Kręcioły”. Jemu z kolei przypadła rola strażnika więziennego. W pamięci utkwiła mu scena w więźniarce.

- Samochód nie jechał, ale cały czas nim trzęsło i wszyscy się wewnątrz ruszali. Tak to było zrobione - opowiada. - Musiałem tam otwierać i zamykać kraty. Miało to być na „raz, dwa, trzy”, a one ciężko chodziły - tłumaczy. Zapamiętał również inną sytuację z planu.

- Drugi strażnik, który był ze mną, częstował mnie papierosem. Ja w ogóle nie palę... Asystent reżysera nakazał: „Musisz palić!”. Włodzimierz Olkowski wystąpił już raz jako statysta w filmie - było to w latach 90. Absolutnym debiutantem jest za to namówiony przez niego inny członek „Kręciołów” - Ryszard Dąbrowski. W „Czterech nocach z Anną” zagrał adwokata. Ujęcia z jego udziałem kręcono w gmachu szczycieńskiego sądu i na zewnątrz.

- Na początku przeszedł przeze mnie zimny dreszczyk - przyznaje. - Wypadłem chyba jednak dość pozytywnie, bo filmowcy byli ze mnie zadowoleni. Dla całej trójki naszych rozmówców występ w filmie to, co oczywiste, rodzaj ciekawego przeżycia. Trudno posądzać ich o pobudki czysto finansowe - dniówka statysty wynosi niespełna 100 zł brutto (praca na planie trwała od 8.00 do 15.00). Jeśli nadarzy się taka okazja ponownie, na propozycję wystąpienia w kolejnym filmie nie odpowiedzą „nie”. Jak wypadły aktorskie próby szczytnian i pasymian, a także to, jak wygląda ziemia szczycieńska A.D. 2007 na dużym ekranie, będzie można zobaczyć w kinach już w tym roku. Szkoda, że nie na ekranie naszego „Juranda”...

Grzegorz Pietrzyk/Fot. archiwum