Kanonizacja Jana Pawła II skłania do refleksji stąd pomysł, by wyruszyć do Trelkówka, gdzie rodzina Młynarskich specjalnym obeliskiem upamiętniła fakt biwakowania Karola Wojtyły w 1968r. nad jeziorem Sasek Wielki.

Tłumy wiernych ze wszystkich stron świata zmierzają do Rzymu, by uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu jakie nastąpi 27 kwietnia 2014 r. Pełna jestem podziwu dla tych ludzi, pełna jestem wiary, nadziei i miłości, którą zaszczepił w moim sercu MÓJ PAPIEŻ. Postanowiłam więc na swój sposób oddać hołd WIELKIEMU POLAKOWI. Bowiem dla wielu z nas to czas refleksji, modlitwy, wspomnień. Nic więc dziwnego, że w każdym środowisku obecnie prowadzone są rozmowy dotyczące Papieża. Jedna z moich koleżanek, która uczęszcza do szkoły biblijnej spytała: „Jak w jednym zdaniu określiłabyś Jana Pawła II?” „MÓJ PAPIEŻ” odpowiedziałam dodając „wszystko pisane wielką literą”. Wówczas przypomniałam sobie, że podczas jednej z sierpniowych pielgrzymek do Groty w Linowie przechodziliśmy przez podwórko państwa Młynarskich i zatrzymywaliśmy przy tablicy upamiętniającej pobyt Karola Wojtyły na Mazurach. Robiliśmy sobie tam zdjęcia i cieszyliśmy, że jesteśmy w miejscu, gdzie w lipcu 1968 r. odpoczywał przyszły Papież.

W piątek 25 kwietnia dzwonię do swojej koleżanki Bożenki „Pojedziemy o 17 do Trelkówka?”

„A co tam dają?” - pyta ona. „Kamienie na szaniec i papieski różaniec” - odpowiadam rezolutnie. Po takiej odpowiedzi nie ma wyjścia, stawia się na miejscu zbiórki. Ruszamy brzegiem Dużego Domowego, przez Kamionek, Szczycionek, leśną drogą w stronę Dębówka. Trasą, którą 15 sierpnia wędruje pielgrzymka do Groty. Dla mnie jest to niezwykła wyprawa, bo łączy w sobie trzy niesamowite fakty z mojego rowerowego poznawania świata. Otóż gdy byłam w Czarni tam poznałam i opisywałam historię franciszkanina Brata Zenona – apostoła dobroci, który z Puszczy Zielonej wywędrował do Japonii, by głosić Słowo Boże, pomagać ludziom. Stojący przed kościołem w Czarni pomnik, na którym starzec jedną ręką obejmuje Kurpiankę, a drugą Japończyka tak mnie zaintrygował, że postanowiłam poznać historię tego człowieka. Dowiedziałam się, że Władysław Żebrowski, bo tak przed święceniami się nazywał, urodził się przed I wojną światową we wsi Surowe. Jest to ważna informacja, ponieważ pani Maria Młynarska, na której posesji biwakował Karol Wojtyła jest bliską kuzynką Władysława Żebrowskiego, czyli Brata Zenona. Otóż ten wybitny człowiek był stryjem pani Marii, która też urodziła się we wsi Surowe na Kurpiach. Muszę w tym miejscu podać kilka informacji o Bracie Zenonie, ponieważ one dadzą obraz niezwykłości tej postaci. Władysław Żebrowski, gdy dowiedział się, że w Niepokalanowie potrzebni są robotnicy do budowy klasztoru natychmiast tam powędrował. Jako wszechstronny rzemieślnik znalazł zatrudnienie, a obcując z bogobojnymi zakonnikami postanowił do nich przystąpić. W 1925 r. Władysław wstąpił do zakonu, obierając imię Zenon. W 1930 r ojciec Maksymilian Kolbe zaproponował Bratu Zenonowi wyjazd do Japonii i pomoc przy budowie powstającego tam ośrodka misyjnego. Ale to nie koniec niezwykłości związanych z wyprawą do Trelkówka. Drugą niesamowitą sprawą jest fakt, że osobiście poznałam, rozmawiałam i uścisnęłam rękę franciszkanina Ojca Jerzego Żebrowskiego – brata pani Marii Młynarskiej, który jest kapłanem i obecnie spełniającym posługę w Kanadzie. Jak ja mam to wszystko opisać, by nie zagmatwać? Ojciec - to brat, Brat - to stryj. Dla mnie fakt, iż byłam w Czarni i poznałam historię Brata Zenona oraz, że osobiście poznałam i rozmawiałam z Ojcem Jerzym jest niezwykły i znamienny. Skłania do zastanowienia jak to się stało, że nad jeziorem Sasek Wielki, gdzie tyle miejsc biwakowych właśnie na łące pani Marii Młynarskiej tak blisko i ściśle związanej z tymi dwiema postaciami: Bratem Zenonem, Ojcem Jerzy... biwakował przyszły Papież. Postanowiłam o to wszystko spytać panią Marię.

Gdy wyjechałyśmy z Bożenką na szosę biskupiecką powiedziałam, że nie pamiętam, w którym miejscu pielgrzymka z szosy skręciła na podwórko państwa Młynaskich. Ona się nie dziwi, bo wie, że ja zawsze zasłuchana w szum drzew, śpiew ptaków jadę i myślę o niebieskich migdałach i nie pilnuję drogi. Niestety koleżanka nie była na ówczesnej pielgrzymce i nie mogła mi pomóc. Nie mam pojęcia gdzie skręcić, ale nagle nie wiem czemu – intuicja? Skręcam w lewo i zatrzymuję się przy dwóch paniach pracujących w ogródku. Przepraszam, za najście i od razu pytam o Kamień Papieski. Okazuje się, że jedną z pań jest właśnie pani Maria, która prosi o chwilkę cierpliwości, gdyż pomaga sąsiadce. Wprowadzamy rowery na podwórko i natychmiast dostrzegam przyklejoną do rynny domu naklejkę - flagę Kanady. Natychmiast przypomniałam sobie, że od Ojca Jerzego dostałam małą flagę Kanady i nawet wiem, gdzie ją mam i tyle lat przechowuję. Od razu żałuję, że tej flagi nie zabrałam na wyprawę rowerową. Pani Maria wprawdzie zajęta jak to na wsi i w rolnictwie, ale znajduje dla nas czas i wyciąga książkę, w której jest zdjęcie Karola Wojtyły nad brzegiem jeziora Sasek Wielki. Opowiada, że w 1968 roku miała 22 lata i fakt, iż grupa wodniaków zrobiła sobie na jej łące biwak nie miał dla niej wielkiego znaczenia. Ot, młodzi ludzie wypoczywali a ona też młoda i mężatka zajęta już swoimi sprawami nie wtrącała się do nich. Z tamtego okresu pamięta jedynie, że mieli taką inną mowę, taką mądrą, składną i że wyglądali na porządnych ludzi. Pamięta też że biwakowali kilka dni, brali od niej mleko i pamięta też, że pewnego dnia gdy z mężem zeszli nad wodę, to zobaczyła iż na przewróconej do góry dnem łodzi a może kajaku kładą biały obrus i ustawiają ołtarz. Wówczas oboje z mężem bardzo się zdziwili skąd kościelne przedmioty. W pierwszej chwili myśleli, że być może mają do czynienia z kimś, kto zrabował z kościoła relikwie, ale gdy usłyszeli modlitwę szybko zorientowali się, że mają do czynienia z duchownymi.

Do tablicy upamiętniającej ten fakt idziemy prowadząc rowery, pani Maria niesie flagę biało-czerwoną. Opowiada i pokazuje gdzie dawniej był las, mówi też, że przez wszystkie lata jakie tu gospodaruje jej przyjeziorna łąka była i jest nadal ulubionym miejscem biwakowym dla wszystkich, którzy poznali ten zakątek. Rozmawiając dochodzimy do celu. Skromny obelisk, wypłowiałe literki oraz poszarpana wiatrem flaga oznajmiają, że właśnie ocieramy się o świętość. Pytam panią Marię czy nie uważa, że to święte miejsce i palec boży wskazał je przyszłemu Papieżowi. Pani Maria się śmieje i odpowiada, że nie uważa miejsca za święte, bo przez lata nawet nie miała o tym fakcie pojęcia. Dodaje, że faktycznie palec boży łączy te trzy postacie. Rozmawiając demontujemy długi pręt, na którym wisiała poprzednia flaga i zakładamy nową. Mamy mały problem potrzebny jest nam nóż, by zrobić nacięcie i wstęgą zabezpieczyć flagę. Bożenka sięga do plecaka i podaje mi scyzoryk. A ja ciach w materiał i ciach po palcu... Jak nie tryśnie krew... po prostu lała się strumieniem. Spijam ją i czuję że robi mi się słabo, jestem w świętym miejscu, myślę o palcu bożym... tymczasem pani Maria podaje mi zerwaną tuż za obeliskiem babkę lancetową. Bożenka wyciąga chusteczkę odrywają kawałek płótna ze starej flagi i robią mi „laleczkę” taką fajną kukiełkę. Palec w chwili skaleczenia strasznie bolał i pulsował, na dodatek ta tryskająca krew. Jednak okład z leczniczego ziela zatamował krwawienie i paluszek przestał boleć. Flaga łomoce na wietrze, podchodzimy do brzegu jeziora patrzymy na to miejsce i aż trudno nam uwierzyć, że właśnie tu spacerował, był, odpoczywał NASZ PAPIEŻ. Cisza spokój, tylko ptaki śpiewają. Pani Maria słysząc ten śpiew opowiada, że pewnego razu gdy odprawiana była tu msza i młodzież śpiewała pieśni kościelne, ptactwo ze wszystkich stron sfrunęło i kołowało nad głowami uczestnikami. Gdy ucichł śpiew i msza dobiegła końca ptaki, tak jak nagle się pojawiły, tak też odleciały. Nigdy wcześniej i nigdy później takie zjawisko nie miało miejsca.

Wracamy i ja opowiadam pani Marii, jaką toczyłyśmy dziś z koleżanką rozmowę, że jedziemy po kamienie na szaniec i papieski różaniec. Gospodyni śmieje się i wspomina, że od swojego stryja, czyli Brata Zenona dostała papieski różaniec, oczywiście różaniec pochodził od ówczesnego Papieża a jego dostawcą był ksiądz Batowski. Doskonale pamiętam księdza Batowskiego i jego atrybut, czyli rower damkę z taką fajną siateczką-osłoną na tylnym kole i aktówką na kierownicy. To on z wnętrza torby wydobył różaniec i oddał go pani Marii, gdy spotkali się przypadkiem w Szczytnie. Pani Maria dodaje, że ma też różaniec pochodzący od Jana Pawła II, natomiast w jej gospodarstwie moc kamieni na niejeden szaniec, a na potwierdzenie tego pokazuje stertę kamieni i jeden taki szczególny w intrygującą krateczkę. Wracamy na podwórko, pani Młynarska znika za domem i powraca z dwoma świeżymi babkami na okład. Odwijam swój opatrunek, zdejmuję listek i nie wierzę własnym oczom – nie mam skaleczenia, rana zniknęła. Myślę, że to cud, ale to tylko złudzenie, bowiem brzegi rany otulone listkiem tak fantastycznie się skleiły, że tylko maleńka ryska pozostała. Dziękujemy pani Marii za poświęcony czas, za możliwość przebywania w takim miejscu a że mamy do czynienia z niezwykle serdeczną osobą obejmujemy i tuliły na pożegnanie. „Mleka wam dam” rozbraja nas swoją troską pani Maria. Nie chcemy mleka, strawa duchowa nam wystarczy.

Grażyna Saj-Klocek

25.04.2014 r.

Moja korespondencja z Ojcem Jerzym Żebrowskim z Kanady

Korzystając z faktu, że miałam okazję uścisnąć Ojca dłoń i chwilkę porozmawiać ośmielam się zakłócić spokój i prosić o garść informacji. Spotkaliśmy się w biurze w „Społem” w Szczytnie, gdy odwiedził Ojciec swoją kuzynkę Anię Kowalczyk. Wówczas rozmawialiśmy m.in. o Bracie Zenonie Żebrowskim bowiem byłam w Czarni i zaintrygowana niezwykłością postaci czytałam książkę, którą pożyczyła mi Ania i w prasie lokalnej „Kurku Mazurskim” opisywałam niezwykłą postać. Rozmawialiśmy też o wypadku samochodowym, w którym zginęli Ojca koledzy. Teraz, gdy lada moment Nasz Papież zostanie świętym przypomniałam sobie, że na łące u Ojca siostry Marii w Trelkówku stoi kamień upamiętniający fakt odpoczynku Karola Wojtyły. Chciałabym spytać, gdzie wówczas był Ojciec. Dla mnie jest to niezwykła sprawa, bo przecież nad Saskiem Wielkim tyle miejsc biwakowych, czemu więc przyszły Papież, właśnie w TYM miejscu biwakuje? Czy nie uważa Ojciec, że to działanie boże? Brałam udział w rowerowej pielgrzymce do Linowa do tamtejszej Groty i właśnie przy tym kamieniu modliliśmy się i robiliśmy zdjęcia. Serdecznie pozdrawiam i proszę o odzew. Do dziś przechowuję małą flagę Japonii, jaka dostałam od Ojca na pamiątkę naszego spotkania.

Grażyna Saj-Klocek

Pozdrawiam serdecznie. Przepraszam za zwłokę, ale ja byłem/jestem bardzo zajęty. Tak przypominam sobie nasze spotkanie w pracy u Ani. Nawet zapamiętałem nazwę grupy rowerowej „kręcioły” !

Odpowiadając na postawione pytanie – wtedy mieszkałem u siostry w Trelkówku . Jezioro było często przez nas nawiedzane – zawsze czekaliśmy na rozpoczęcie sezonu letniego.

To prawda, że Bóg działa często w sposób bardzo misterny. Patrząc wstecz tak chyba można to odczytać. Ja bardzo kochałem to jezioro . Zawsze z nostalgia tam powracam.

Widać, że niezbadane są wyroki Boże! Widocznie Bóg chciał , abym łowił nie rybki w jeziorze na Mazurach, ale na morzach ludzkich serc na szerokich wodach świata.

Wow, to fajnie, ze flaga się zachowała. My juro będziemy mieli taką uroczystą Mszę z racji kanonizacji – ja porobiłem specjalne banery/dekoracje. Po Mszy będziemy mieli mały bankiet na cześć Papieża – naszego świętego.

Ja miałem szczęście spotkać 3 razy nowego świętego – mogę powiedzieć, że uściskałem dłoń nowego świętego. Jan Paweł II znał bardzo dobrze mojego Stryjka Zenona. Podczas mojej ostatniej audiencji właśnie Jan Paweł II rozmawiał ze mną na temat Stryjka Zenona.

Mówił o nim w samych superlatywach. Ja oczywiście byłem z tego faktu dumny.

Pozdrawiam serdecznie.

www.brotherzenon.com

O. Jurek Żebrowski

DESZCZU KROPELKA

W świętą niedzielę 27 kwietnia wyruszamy z Marzenką do Trelkówka, ona też nie była przy tablicy upamiętniającej pobyt Karola Wojtyły nad jeziorem Sasek Wielki. Aura nie sprzyja wycieczce rowerowej wieje wiatr, kropi deszcz, ale nie odwołujemy wyprawy – jedziemy. Gdy docieramy do lasu na Szczycionku i kryjemy w lesie nie czujemy wiatru ani deszczu. Umyta deszczem przyroda ukazuje niezwykłą krasę. Proponuję, byśmy z głównej drogi skręciły w lewo i pojechały tak jak swego czasu szedł rajd „Kurkowy” wówczas nazwany „Królewskim szlakiem”. Marzenka natychmiast zgadza się, niestety na drzewach nie ma moich znaków w postaci sznurków i zataczamy koło, by wyjechać na tę samą drogę, którą jechałyśmy czyli wiodącą do Dębówka. Trasa nam się wydłuża, ale w lesie cicho, nie wieje, nie pada. W okolicach Trelkówka znów proponuję skręt w lewo, by nie zakłócać spokoju pani Marii. Niestety i tym razem pomysł okazał się nietrafiony, bo wygodna droga zawiodła nas najpierw do osady daczowisk a potem nad ogrodzony płotami, siatkami, drutem kolczastym brzeg jeziora. Wracamy do szosy, ja mam mokro w butach bo nie chciałam uwierzyć, że nie da się przejść. Nie dało.

Tuż przed domem pani Marii jest taka ledwo widoczna porośnięta trawą droga, postanawiamy tam skręcić, ale stado owiec i to dość liczne stoi na tej drodze. Jesteśmy zdziwione, że tuż przy szosie pasą się skubiąc zieloną trawkę bez żadnego zabezpieczenia i tak karnie zachowują nie wychodząc na szosę. Stoimy i patrzymy na zwierzęta a ja po cichu mówię „Baranku boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nas panie”, celowo zmieniam modlitwę i myślę sobie, że jestem taką owieczką, takim barankiem bożym. Owce natychmiast odwracają się i biegną, pozwalając nam przejechać. Trafiamy do tablicy upamiętniającej pobyt Karola Wojtyły nad jeziorem. Obelisk przystrojony dwiema flagami: biało-czerwoną i papieską. Wyciągam z plecaka flagę, którą dostałam od Ojca Jerzego i robię fotkę – trzy flagi radośnie powiewają na wietrze. Zaczyna padać, jeszcze tylko na chwilkę podchodzimy do jeziora i wracamy. Szybko wydostajemy się na szosę. Przez chwilę walczymy z wiatrem i deszczem, ale za moment pogoda znów się zmienia. Wiatr cichnie, deszcz przestaje padać. Z pogodą, tak jak z życiem raz w nim pełno słońca, innym razem słonych kropelek.

Deszczu kropelka

mała niewielka

niczym łza

po policzku szła

a ja owieczka boża

wśród pól, wśród zboża

wiatrem smagana

czułam moc Pana

Grażyna Saj-Klocek

27.04.2014 r.

KAMIENIE NA SZANIEC I PAPIESKI RÓŻANIEC